Kurcze chyba odzwyczaiłam się od pisania postów;)Dawniej miałam jeden wielki słowotok ,a teraz jakaś pustka w głowie.
Siedzę i normalnie nie wiem co napisać;))
Nie będę więc się wysilać i Was zanudzać.
W tym roku nie miałam zamiaru zrobić ani jednej ozdoby choinkowej,bo po pierwsze nie chce mi się tych świąt,wcale mnie nie cieszą,po drugie wylatuję do Polski i w domu nie będę mieć nawet choinki.
Najchętniej odcięłabym się od tych dni,ale się nie da.
Pomyślałam sobie jednak,że przydałby się jakiś maleńki akcencik,taki,który nie rzuca się w oczy,a jednak jest.
Zrobiłam w rozpędzie dwie choinki,które wpisują się w mój skromny salonik.
Delikatnie i nienachalnie zaznaczają ten nadchodzący czas.
Trochę tu smutasem poleciałam,ale nie jest ze mną tak źle,humor mi w miarę dopisuje,tylko ten czas nie należy do łatwych.
Pierwsza choinka zrobiona jest z tektury i papierowych rureczek.
Druga choinka to tekturowy stelaż i ponaklejane pomalowane gałązki.
W środku jest pusta,bo chcę tam wstawić lampki .
Żeby było widać światło,w tekturze porobiłam dziurki,które zamaskowałam cieniutką serwetką.
Niestety tego nie uwieczniłam na zdjęciach,a i lampek jeszcze nie mam.
Jestem gapa,bo przed zrobieniem tych choinek,miałam w ręce lampki na baterie,ale nie wiedziałam,że mi się przydadzą.Teraz trzeba jechać do sklepu i kupić.
Choinki oczywiście posypane są brokatem.
Miałam się nie rozgadywać,a tu proszę;))
Zobaczcie moje dziwolągi;)
Zdjęcie bez włączonego światła
i z włączonym;))
Nie wiem czemu tak zrobiłam;)
Tutaj gałązkowa
Zdjęcie koszmarne,ale ta szarość za oknem nie ułatwia sprawy,a komoda stoi w kącie.
Dziękuję,że jesteście,bo bez Was,to wszystko nie miałoby sensu;))
Miłego dnia Wam życzę;))