> To co robię i co lubię: Od czego by tu zacząć...

sobota, 24 listopada 2012

Od czego by tu zacząć...

Jak wspominałam,kocham wszelkiego rodzaju rękodzieło.Wzmożony ruch zaczyna się u mnie w okresie przedświątecznym.Jednak w tym roku dopadło mnie nieco wcześniej.
Ta moja dłubanina stała się doskonałym antidotum na wielkie smutki.Smutki wielkie bo zmiany spore.
Mam dwóch synów.Starszy od 3 lat mieszka i studiuje w Polsce..Młodszy ma 17 lat i w tym roku zdał maturę.Gdzie tu smutek?Ano chodzi o to,że moja młodsza latorośl zaczęła studia na drugim końcu Irlandii i wyprowadziła się z domu.Pustka ,smutek,cisza.Dwa czterdziestodwuletnie dziadki zostały same w domu.
Na smutki moje złożyło się też  wiele innych czynników,ale nie czas i miejsce o tym pisać

.Pierwszym zagłuszaczem wszechogarniającej ciszy był Ozzy;)



Potrzebne mi było jednak zajęcie,które zakłóci przepływ głupich myśli i zmartwień.
Wtedy to zapoznałam się z papierową wikliną.
Teraz wiem,ze moje oczy nie są sprawiedliwymi oceniaczami moich ,,dzieł";) To nie było ładne.Teraz też nie jestem mistrzynią koszykarstwa papierowego,ale ćwiczenie czyni mistrza.

Z tego kosza jestem naprawdę dumna



 Na ten kosz zużyłam kilka egzemplarzy irlandzkiego Heralda i dwie  ćwiczeniówki mojego syna:)Ćwiczeniówki są doskonałe do mocnych i sztywnych koszy,ale kręcenie rurek znacznie trudniejsze.

Jak na debiutantkę,to się bardzo rozpisałam.No niestety gaduły tak mają:)
                                                        
                               pozdrowionka:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każde słowo,które tutaj zostawiacie;)